poniedziałek, 1 września 2014

HNB w samochodzie

HNB nie znoszą siedzieć w miejscu. A siedzieć w miejscu przypięte pasami nie znoszą szczególnie. Wózki, nosidła, krzesła do karmienia,  leżaczki bujaczki są fe,be, niedobre. A foteliki samochodowe są fe, be, niedobre do kwadratu.

Pamiętam, jak pierwszy raz wsadziliśmy nasze na ogół krzyczące dziecko do samochodu, odpaliliśmy silnik i... nastała cisza. Młoda zasnęła zanim ruszyliśmy z miejsca. Pamiętam jakby to było dziś, że powiedziałam wtedy: dobrze, że chociaż w samochodzie lubi jeździć. Wypowiedziałam to chyba w złą godzinę. Sielanka trwała 3 miesiące. Potem się zaczęło.

Wrzask następował w momencie wsiadania do auta. Nie raz i nie dwa szukałam pomocy i sposobu. Pytałam chyba wszystkich znajomych, którzy są rodzicami, co robią,  że ich dzieci lubię jeździć samochodem. I co robią? Nic nie robią! Wyobrażacie to sobie? Wsadzają dziecko do samochodu, a ono zasypia, albo patrzy w okno, albo mamrocze coś pod nosem. Ja czasem puszczam wodze fantazji i widzę taką scenę, ja na fotelu kierowcy, dziecko z tyłu wesoło gaworzy. A potem BUCH. Obuchem w łeb. Wracamy do rzeczywistości.

Moja córka zaczęła drzeć się w samochodzie około 3 miesiąca. Próbowaliśmy różnych fotelików, mocowaliśmy je w różnych miejscach auta, przodem i tyłem do kierunku jazdy. Ba! Próbowaliśmy różnych samochodów! Wiecie, że na serio braliśmy pod uwagę zmianę auta, gdyby w innym nie wyła? Pewnie wiecie, w końcu jesteście rodzicami HNB... No więc zmiana fotelika ani auta nie pomogą. Nawet nie próbujcie ;)

Najbardziej nie lubię rad życzliwych, którzy proponują: to może jeździjcie w porze spania? A może weź jej jakieś zabawki? A może była głodna, może ją nakarm przed podróżą? A może miała mokro? Usiądź obok niej. Pokaż książeczkę. Włącz klimę. Wyłącz klimę. Włącz muzykę. Wyłącz muzykę. Bądź cicho. Bądź głośno. Itd.itp.

Czy oni wszyscy myślą, że ja matka, zostawiam to dziecko samo na fotelu z tyłu i ucinam sobie miłą pogawędkę z mężem? (Ta jasne, przecież nie da się rozmawiać bo dziecko krzyczy.)
Czy oni myślą, że ja wrzucam głodne, zasikane, rozespane dziecko do auta? Że nie pomyślałam o zabawkach, książeczkach, chrupkach, bajkach, piosenkach i całej reszcie pierdół? Że nie próbowałam, że się nie starałam... ehhh....

Podróż z HNB to nie lada wyzwanie. Powiem Wam co sprawia, że staje się znośna.

Po pierwsze nigdy nie jeżdżę sama. (Tak, wiem, łatwo powiedzieć). Po drugie faktycznie jeździmy w porze spania. Nie zabieramy jednak do auta śpiącego dziecka. Zabieramy do auta dziecko zasypiające, a że nasze dziecko zasypia przy piersi, to zabieramy dziecko przy piersi. W  praktyce wygląda to tak, że ja matka karmiąca, wędruję sobie korytarzem/windą/garażem/parkingiem itp. z dzieckiem przy cycu. Siadamy w samochodzie i czekam aż dziecko padnie. Takie padnięte wkładam do fotelika. Mąż odpala silnik. Ja szybko podmieniam cycocha na smoczek - jeśli nie działa, w ruch idzie broń większego kalibru - butelka z rumiankiem. Nie wiem co jest w rumianku (może cukier, bo słodzę...) ale działa jak narkotyk. Mała nie może się odessać, zazwyczaj wypija pół butli i zasypia ze zmęczenia. W czasie, gdy ssie smoczek (ten zwykły lub ten od butelki) ja wydaję z siebie głośne aaaa-aaaa-aaaa-aaaa... albo przeciągłe ciiiiiisssssiiiiiiii....
Jednocześnie bujam fotelikiem (widok komiczny, bo przecież nie miałam czasu schować cycka).

Mąż powoli rusza, w tym czasie, uwalniam jedną rękę i zapinam pasy - swoje i małej oraz stanik.

Jedziemy. Przy dobrych wiatrach jesteśmy w stanie jechać przez około 1,5 godziny. Nigdy nie byliśmy dalej niż u moich rodziców, więc te 1,5 godziny wystarcza.

Trudniej jest, gdy musimy dojechać gdzieś na umówioną godzinę. Mała odkąd skończyła pół roku, potrafi wysiedzieć w samochodzie 10,15 minut - jeśli ma akurat dobry humor. Te 10, 15 minut jest dla mnie strasznie męczące, dwoją się wtedy i troję, żeby zająć jej czas. Zabawki działają krótko. Zazwyczaj ja ogląda i wyrzuca. Trochę lepiej sprawdza się śpiewanie, kichanie i zabawa w akuku. Czasem klaskanie, tupanie nogami, wydawanie dziwnych dźwięków. Po każdej wycieczce do sklepu/lekarza/kościoła strasznie boli mnie gardło :) A kiedy już nic nie działa, to działa rumianek. W zależności od długości trasy wożę ze sobą 1 do 3 butelek.

Podsumowując, chciałam powiedzieć, że nie ma HNB na którego nic nie działa. Musi coś być. Szukajcie, a znajdziecie :) Możecie próbować rumianku, ale nie daję żadnej gwarancji na sukces. Zachęcam do znalezienia swojego własnego sposobu. Nie bójcie się próbować najgłupszych rzeczy (poza wypinaniem dziecka z fotelika oczywiście). My jeździliśmy przy pieśniach maryjnych i przy disco polo na przemian...